poniedziałek, 1 marca 2010

Przystojni mężczyźni i brutalne kije

Odczuwając potrzebę lepszego zrozumienia naszej wkrótce-tymczasowej-ojczyzny, obejrzeliśmy wczoraj finałowy mecz hokeja USA vs Kanada, który to nasza wkrótce-tymczasowa-ojczyzna wygrała 3:2, zdobywając tym samym złoty medal olimpijski.

Kanada na punkcie hokeja ma totalnego fioła. A ściślej ma fioła na punkcie praktycznie każdego sportu wymagającego założenia łyżew, przy czym hokej ma status religii narodowej. W naszym pięknym kraju nad Wisłą hokej specjalnie popularny nie jest, dość wspomnieć, że oprócz igrzysk, ani razu na żaden mecz w TV nie udało mi się trafić. Oczywiście wszyscy znają Czerkawskiego i mojego osobistego ulubieńca Oliwę, który niejeden nos złamał i swój również niejeden raz składał, ale poza tymi panami, ów sport specjalnych emocji w Polsce nie wzbudza.
Hokej powstał de facto w Kanadzie, więc wszelkie gorące uczucia nie dziwią, pomimo tego, że wymyślili go nudzący się angielscy żołnierze. Ale w gruncie rzeczy cała Ameryka Północna się na Anglikach opiera, więc wnioskuję, że nie stanowi to dla Kanadyjczyków problemu. Michaelem Jordanem hokeja jest Wayne Gretzky, Kanadyjczyk (a jakże), który (za Wikipedią):
"Ustanowił 40 rekordów zdobytych punktów sezonu regularnego, 15 rekordów play-off, 6 rekordów meczu gwiazd NHL, zdobył 4-krotnie Puchar Stanleya z Edmonton Oilersoraz zdobył 9 razy tytuł MVP sezonu i 10 razy Art Ross Memorial Trophy. Jest jedynym jak dotąd zawodnikiem, który kiedykolwiek zdobył ponad 200punktów w sezonie zasadniczym. W 15 sezonach NHL, a w 13 z rzędu, zdobył ponad 100 punktów". 
Karierę zakończył w 1999r., a obecnie całą Kanada kocha Sidneya Crosby, który nie dość że jest typowany na następcę Gretzkiego, to jeszcze wczoraj strzelił Amerykanom bramkę śmierci w dogrywce.

Jedyny kontakt, który miałam kiedykolwiek z hokejem to był pseudohokej na sali podczas wuefu w liceum. Charakteryzował się ogólnym chaosem, niezorganizowaniem i swoistym sadyzmem jak się weźmie pod uwagę, że żadna z nas nie miała ochraniaczy na nogach. Tymczasem prawdziwy hokej mnie urzekł i raczej nie będę miała problemu, żeby się do niego przekonać, a nawet już sprawdzaliśmy ile kosztują bilety w Toronto :) Niestety nadal nie wiemy, bo rozpiętość cenowa na różnych stronach była taka, że się poddaliśmy i postanowiliśmy sprawdzić po prostu na miejscu. Hokej mi się podoba, bo jest szybki i brutalny i pewnie podobałby mi się jeszcze bardziej, gdybym potrafiła nadążyć za krążkiem i go widziała więcej niż przez 30% meczu. Może na żywo lepiej widać, a może to kwestia przyzwyczajenia, ale w TV naprawdę mam problem, żeby to małe czarne cholerstwo znaleźć inaczej niż wnioskując po ruchach zawodników :) Generalnie lubię brutalne sporty, być może to jakiś pierwotny atawizm, ale zwyczajnie lubię jak się panowie po pyskach piorą. Co z kolei dało mi do myślenia, dlaczego zarówno Amerykanie jak i Kanadyjczycy nie lubią piłki nożnej. Otóż jakby się nad tym zastanowić, Amerykanie lubują się w czterech dyscyplinach, z których trzy mają w sobie sporą dawkę przemocy (football, koszykówka i hokej), a jednego kompletnie nie rozumiem i podejrzewam, że to taka gra dla mniej kumatych, bo właściwie nic się nie dzieje ;) (czyli baseball). Kanadyjczycy z kolei kochają  hokej, gdzie rozpłaszczanie się na ścianie z plexi, efektowne przewrotki i pranie się po ryjach jest na porządku dziennym. Dla nich taka piłka nożna musi być nie dość, że wolna i nudna, to jeszcze wypełniona panienkami, które ledwo się palcem tknie, a już cierpią za miliony.

Póki co, perspektywa jest obiecująca. Nie dość, że łyżwy, które uwielbiam, to jeszcze hokej, który jak poznam jeszcze lepiej, to pewnie nawet zacznie u mnie wzbudzać emocje ;) Na razie główne emocje to przystojni panowie, których wśród hokeistów nie brakuje, ale jak tylko zobaczę krążek, to na pewno skupię się na grze ;)

1 komentarz:

  1. krążek jest, hmm, szybko-błyskawiczny? :d a tak na marginaesie: kiedy się Pan Koala objawi? ;)

    OdpowiedzUsuń