wtorek, 18 stycznia 2011

NBA, czyli na mecz czas się wybrać

Ponieważ chłopaki z Wstawaj Szkoda Dnia są wielkimi (dosłownie i w przenośni ;)) fanami koszykówki, a na dodatek jestem na kontynencie, na którym nie dość, że mogę oglądać mecze na żywo o normalnych godzinach, to jeszcze na mecz mogę iść, przypomniała mi się notka, którą popełniłam w lutym 2007 roku:

Przy okazji rozgrywanego w ten weekend Meczu Gwiazd w Las Vegas, wzięło mnie na zastanowienie się nad moim porzuceniem NBA. Pogrzebałam w sieci, znalazłam parę zajebistych filmików z dawnych czasów, zapomniałam znaleźć nagrany prze Zipka Mecz Gwiazd bodajże z 1992 roku (czyli pożegnalny mecz Magica), ale teraz mi się przypomniało i może zapamiętam, żeby go znaleźć dzisiaj :) W każdym razie wzięło mnie na wspominki. Jak w 1995 roku do 6 rano oglądałam finał między Houston Rockets a New York Knicks, po czym biegałam jak dzika po całej chacie, bo Houston zdobyli mistrzostwo. jak nagrywałam mecze i oglądałam je tak długo, że praktycznie znałam każdą akcję. Jak polowałam na każdą wzmiankę o koszykówce w serwisach sportowych CNN. Jak znałam dokładną godzinę wszystkich programów poświęconych NBA na każdym kanale, który miałam w domu. Jak mecze komentowali Szaranowicz z Łabędziem:) Jak Szaranowicz układał dialogi między zawodnikami, a przy każdym meczu Bullsów wspominał, ze Rodman miał romans z Madonną i Madonna twierdzi, że Rodman jest świetny w łóżku, a ona przecież na pewno się zna:))) Jak Vernon Maxwell został zawieszony na 10 meczy za rzucenie się z pięściami na kibica, po czym wywiązała się ogólna bijatyka na boisku i poza nim:) Jak odszedł, a potem wrócił Jordan i się srogo zemścił na Johnie Starksie za słowa "Jordan? To chyba jakiś baseballista?". Jak w Utah panowała para Malone-Stockton. Jak Mugsy Bogues mało nie został zmiażdżony w uścisku Larry'ego Johnsona, a nasza ulubiona para komentatorska nie mogła się zdecydować jak się nazwisko Bogues wymawia i w każdym meczu mieli inną koncepcję. Jak zapełniłam dwie kasety video momentami "to remember", przy czym 60% tych momentów to były zbliżenia Penny Hardawaya, Vernona Maxwella, Isaiah Thomasa i ewentualnie Jordana:) Jak na pamięć znałam słowa wszystkich przerywnikóq nadawanych w NBC z serii "I love this game". Jak na pamięć znałam statystyki, wzrost i wagę poszczególnych zawodników. 

Patrzę na dzisiejszą NBA, na kolesi, którzy więcej mają wspólnego z 50 Centem niż Magikiem Johnsonem i się zastanawiam, czy zdołałabym w sobie obudzić tę pasję, wieloletnią obsesję, ten dreszcz emocji podczas play-offów, czekanie do 3 w nocy na transmisję meczy. Dla mnie "moja" epoka w NBA się skończyła. Ta liga wygląda obecnie zupełnie inaczej niż 11 lat temu, i tak jak wtedy powoli się zaczynały dziać pewne klimaty, tak teraz te klimaty są wszechobecne. A może to ja ich wszystkich idealizowałam w nastoletnim uwielbieniu? Przecież wtedy Tim Hardaway też pewnie był homofobem, ale dla mnie był Timim, który miał tak samo na imię jak mój świeżo urodzony siostrzeniec. Nie umiem racjonalnie moich uczuć wyjaśnić, ale dzisiejsze NBA jest dla mnie kolejną odsłoną pewnego nurtu popkultury, więcej jest w nim show niż sportu, więcej reklamy niż łez wzruszenia. Może jeszcze kiedyś spróbuję się przekonać, może jeszcze mnie porwie i wessie na nowo. Ale póki co mam poczucie, że uczestniczyłam w przełomowym momencie w historii koszykówki, odchodzili Isaiah Thomas, Magic, Jordan, przychodzili Sam Cassell, Grant Hill (właśnie, co z Grantem Hillem?!) i Shaquille O'Neill. A ja zarywałam noce, żeby ich oglądać.


No i chyba coś tam z tej pasji się odradza ;) Wprawdzie mieszkam w mieście, którego drużyna regularnie obrywa od niemal wszystkich, ale co NBA, to NBA. Ma to też swoje plusy, bo nie ma pełnego obłożenia hali, dzięki czemu można kupić tanie bilety, a potem się cichaczem przenieść na lepsze widoki. Na bank na "mecz z Gortatem", czyli Phoenix Suns, chcemy iść, a potem to się zobaczy :) Najtańsze bilety kosztują 12,5$, więc cena jest bardziej niż przystępna. Jeszcze nie wiem jak z tych miejsc widać boisko i czy koszykarze są małymi biegającymi ludzikami, ale z pewnością się niedługo dowiem.
Hala koszykówki w Toronto znajduje się w Air Canada Centre i oczywiście gości nie tylko umięśnionych wielkoludów, ale również gwiazdy muzyki i piorących się po twarzach hokeistów z Maple Leafs. Drużynę w Toronto uwielbiana gorzką miłością, bowiem podobnie jak Raptorsi, potrafią przegrywać w naprawdę pięknym stylu ;)
Na stronie Toronto Raptors można sobie obejrzeć halę, rozkład siedzeń, a nawet sprawdzić jaki orientacyjnie jest widok z miejsca, które sobie upatrzyliśmy: http://www.seats3d.com/nba/toronto_raptors/
Możecie się domyślić, gdzie są miejsca za 12,50$ ;)))


Z tematów poza koszykówką - planujemy też wybrać się na koncert Bon Jovi, coby odświeżyć nastoletnie wspomnienia :) 
Zima nie odpuszcza i ciągle albo pada, albo jest zwyczajnie zimno. Powoduje to, że ludzie w komunikacji miejskiej są jeszcze gorsi niż zwykle, bo tak jak zwykle zachowują się jak zwierzęta, tak teraz są zwierzętami wyziębionymi, więc ciśnienie na wpakowanie się do ciepłego autobusu i zajęcie strategicznego miejsca jest jeszcze większe. 
Soli tu sypią tyle, że po sobotniej wyprawie wieczornej do centrum moje buty wyglądają jak dwie kupki nieszczęścia. Myję, pastuję, przejdę parę kroków i całe białe na nowo, masakra jakaś. Rozumiem już czemu wiele psów tutaj chodzi w butach - sól nie jest komfortowa przy spotkaniu z ich łapkami...


Nie wiem czy Ameryka już żyje nadchodzącym Super Bowl, Kanada może niespecjalnie, no ale tutaj nadal liżą rany po wstydliwej porażce w juniorskim hokeju z Rosją. My się nie możemy doczekać finału NFL, spodobał nam się ten sport i jak tylko mamy okazję, to oglądamy. Niestety większość sezonu mnie ominęła, bo pracowałam w niedzielę, jak odbywa się większość meczy :( Nadrabiam teraz, a Super Bowl będzie obowiązkowo. Bardzo bym chciała kiedyś zobaczyć to na żywo :)

Na koniec dwa stare jak świat przerywniki z NBA :) Jakość koszmarna, no ale to była pierwsza połowa lat dziewięćdziesiątych :))))


14 komentarzy:

  1. no prosze prosze. ostatnio niby rozmowialismy na temat koszykowki ale nie sadzilem ze az tak bylas wkrecona w NBA. jak bym czytal o sobie:) z mala roznica: moim idolami byli Shawn Kemp i Zo Mourning. powodzenia z wypadem na mecz - dajcie znac na jaki mecz idziecie (my mamy juz bilety na spotkanie z memphis).

    ps. wyglada na to ze wkradl sie blad w link do naszego bloga:)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja wydam tylko rechot w komentarzu:HAHAAHHA. I choć kusi mnie, zeby napisać o zeszytach ze statystykami, prenumeracie magic basketballa, spaldingach i jeszcze wielu sprawach, skromnie dodam tylko usmiech w stylu happy bee :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak czytam o takich rzeczach, to strasznie cieszę się, że nie jestem aż taką fanką sportów, ani że mąż też nie jest. Podliczając sobie te godziny spędzane przed TV, które przeciętny amerykański człek spędza przed sportem w TV (szczególnie panowie), to cieszę się, że aż tyle mam dodatkowego czasu na życie i że mogę próbować wciągać męża w różne tam sposoby spędzania czasu bez ryzyka, że usłyszę "jak tylko skończy się mecz", hehehe. Oczywiście nie mam absolutnie nic przeciwko sportom ani oglądaniu ich i bardzo zawsze mnie cieszy, że ludzie są tacy bardzo różni. No to idę korzystać z moich dodatkowych godzin!

    Pozdrawiam, Alicja

    OdpowiedzUsuń
  4. Daniel: ja tam miałam "ukochanych" i idoli ;))) Rozumiesz, nastolatka ;) Jeśli chodzi i grę, to chyba najbardziej mnie powalał Penny Hardaway. Kurde, co on wyczyniał pod tym koszem...

    OdpowiedzUsuń
  5. Baśka: no i czapeczki, nie zapominajmy o czapeczkach :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Alicja: Widzisz, różnica jest taka, że mecz koszykówki trwa jakieś 1,5h-2h, a mecz NFL potrafi się ciągnąć ze cztery... To jest jedyny minus, że jakbym chciała obejrzeć oba niedzielne mecze NFL, to praktycznie od 13tej do wieczora dzień z głowy, a to już bez sensu.

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja chciałam zauważyć, że nie ma miejsc za 12,50 albo ja ślepa jestem i nie widzę. Już wiem, to jest przed halą, a mecz ogląda się na telebimie :-)) Druga opcja, to promocja - nawet się zrymowało - wiersze składam, jak Mickiewicz Adam.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Aga: Som :P Wyświetlają się jak sie wyszukuje bilety już do kupna, na tym 3D nie wiedzieć czemu są zaznaczone jako wymagające telefonu. To jest sektor 317 i 318 :D

    OdpowiedzUsuń
  9. to ja wtrace swoje 2 grosze jako ten ktory regularnie je kupuje i korzysta z okacji ogladania meczykow. bilety sa i najlepiej je kupic 1-2 tygodnie bezposrednio w kasie w air canada center. 12.5 i zandych dodatkowych oplat czy taksow. do zobaczenia na meczu!

    OdpowiedzUsuń
  10. Sporty wszelakie wolę w wersji czynnej i do końca nie rozumiem jak można się ekscytować kiedy iluś tam spoconych facetów biega za jedną piłką, ale jak wiadomo każdy lubi co innego. Natomiast koncerty to owszem, jak najbardziej. W Air Canada Centre byliśmy na The Police i Trans-Siberian Orchestra. Koncerty były fantastyczne (The Police brzmieli lepiej niż na płytach!!!), ale akustyka jest tam do bani niestety. To przede wszystkim hala sportowa, więc podobnie jak Spodek do koncertów nadaje się tak sobie.

    Mertinkemp: meczyków
    ??? Wiem, że w Polsce wszystko się zdrabnia, nawet czasowniki, ale tej formy jeszcze nie widziałem. Bez obrazy, brrrrrr..... :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Resvaria: jak jest w miarę pełna hala, to dobry akustyk powinien zminimalizować ból ;) Zdrabnianie czasowników?? Między dorosłymi?? Nie przerażaj mnie, nie jestem w stanie wymyślić przykładu nawet...

    OdpowiedzUsuń
  12. Od siebie mogę jeszcze dodać takich graczy jak Sir Charles Barkley, który atakował kosz z gracją czołgu M1 Abrams, czy też Patrick Ewing, znany jako "King Kong" - nic więcej tłumaczyć nie trzeba. A obok Jordana, niezawodny Scottie Pippen - nie gwiazdorzył, tylko robił swoje.
    Ech, te złote lata nie wrócą. Tak jak nie wrócą lata Senny, Prosta, Mansell'a, Patrese, Bergera, Piqueta (seniora), czy Alessandro Nannini'ego...
    Idę po piwo.

    Pozdr@wiam,
    TRUSKAVA

    OdpowiedzUsuń
  13. Truskava: tak, Barkley miał zdecydowanie DUŻO uroku. Dosłownie ;) A wiesz, że w NY Knicks gra syn Patricka Ewinga?

    OdpowiedzUsuń